Pan Batonczik – serce podróżnika

Gawrusza, czyli Pan Batonczik, jak najczęściej go nazywaliśmy, trafił w nasze ręce jeszcze jako mały szczeniak w 2012 roku. Jak każde szczenię, był bardzo niesforny: gryzał ściany i meble, zdzierał tapety. Wychowanie go było dość trudne ze względu na wrodzoną głuchotę. Z czasem oczywiście znaleźliśmy sposoby porozumienia się i wspólne życie stało się od razu bardziej radosne.Być może właśnie dzięki swojej głuchocie zawsze był bardzo dobry, przyjacielski i towarzyski. Nie bał się ani odkurzacza, ani suszarki do włosów. Nie reagował na dzwonek do drzwi. Ilość szczekania można policzyć na palcach przez całe 12 lat jego życia.Nie przerażały go długie przeprowadzki ani w ogóle podróże. Chodził z nami na kajaki po rzece, wielokrotnie nocował w namiocie w lesie.Można więc śmiało powiedzieć, że jego życie było pełne przygód. Niestety, jego życie było również wypełnione wieloma chorobami i operacjami, dlatego prawdopodobnie nie udało się go wydłużyć jeszcze o kilka lat.Byliśmy z nim przez całe jego życie, a on z nami przez jedną trzecią naszego. Uważam, że dla człowieka to wystarczająco długo. Można oczywiście powiedzieć, że był członkiem naszej rodziny. Ale wydaje się, że był nawet czymś większym.Bardzo nie chcieliśmy po prostu go gdzieś pochować. Bo nie wiadomo, co stanie się potem z tym miejscem. A kamień pamięci pomaga trochę wyobrazić sobie, że wciąż jest gdzieś blisko nas.

No items found.