Lucja była spośród wszystkich naszych kotów najbardziej aktywna i głośna. Bardzo lubiła rozmawiać z ludźmi, jakby naprawdę rozumiała, co się do niej mówi. Każdego ranka, około 4 rano, podchodziła do okna w sypialni i zaczynała miauczeć, żeby ją wpuścić – jak nastolatek wracający z klubu. Gdy tylko ją wpuściło się do środka, od razu szła jeść i kładła się przy tobie spać.
Urodziła się od kotki brytyjskiej, ale jej ojciec był zwykłym, sąsiedzkim kotem, więc kolor jej sierści nie był tak szlachetnie szaro-popielaty. Czasem wydawało nam się, że nie może znieść faktu, iż jej futro nie jest takie jak u mamy, i dlatego ta mała ciągle bawiła się w kurzu.
Z tą małą ciągle coś się działo: już od dzieciństwa złamała ogon, czasem przychodziła z ranką na łapce, albo była cała brudna. Ale mimo krzywego ogona i futra pokrytego kilogramami kurzu, wciąż pozostawała naszym małym, ukochanym puszystym przyjacielem.
Wierzymy, że w innych równoległych światach codziennie rano budzi nas, zawsze reaguje na nasz głos i przeżywa swoje najlepsze życie.


