Dobra Dona: od trudnych dni do rodzinnego ciepła

Dona trafiła do naszej rodziny już jako dorosła suczka. Została znaleziona przez wolontariuszy, była w stanie krytycznym. Dona była w nielegalnym przytulisku, wyrwano jej ząbki, aby nie mogła się bronić, ale mimo to była dobrym psem, zawsze wszystkich całowała. Kiedy odbieraliśmy Donę, mówiono nam: „Staffordshire to straszna rasa, a do tego żyła w takich warunkach, co jeśli zaatakuje?” Ale zaryzykowaliśmy i nie żałujemy — była bardzo słodkim, dobrym i posłusznym psem. Ugryźć — nie, ale zlizać do omdlenia — tak 🙂

Bardzo lubiła jeździć samochodem; kiedy tylko otwierało się garaż, już siedziała przy drzwiach. Zimą spała tam, gdzie było najcieplej, i zawsze chodziła za moją mamą, tam zawsze można było wyprosić smakołyki.

Tak przeżyła u nas około 5–6 lat i stała się ulubienicą w rodzinie, a potem zachorowała — rak. Zastrzyki, kroplówki, leki, tabletki — wszystko znosiła, wszystko przyjmowała, nie sprzeciwiała się. Jakby wszystko rozumiała, ale choroba okazała się silniejsza mimo wszystkich naszych starań. I nas opuściła. Jej życie nie było łatwe, ale może tam, gdzie jest teraz, jest lepiej. Bardzo jej brakuje.

O kremacji dowiedziałam się na TikToku i że z popiołu można potem zrobić kamyczek. Tak właśnie zrobiliśmy.

No items found.