„Wiewiórka”, jak ją nazywałam, w domu zwana Asią, stała się częścią naszej rodziny, gdy byliśmy młodymi studentami i zaczynaliśmy wspólną drogę życia. Była mieszanką rudego perskiego ojca i małej, zwykłej europejskiej kotki, uratowanej z ulic przez rodzinę. W naszej rodzinie to właśnie Asia była prawdziwą „miejską dziewczyną”.
Na wiosnę 2011 roku ta mała ruda rozrabiara ożywiła nasz dom swoimi codziennymi szaleństwami, porannymi pobudkami i nieskończoną ciekawością. „Latała” za wróblami z trzeciego piętra na trawę, podróżowała z nami autobusem, pociągiem i samochodem, a w transporterze nieustannie „narzekała”.
Nigdy nie była tylko kotem – była członkiem rodziny i chyba sama o tym wiedziała. Jej rude futerko zawsze pachniało przyprawionymi ciasteczkami, dlatego mąż nazywał ją Pieguskiem. Asia zawsze wyrażała swoje zdanie na temat wszystkiego, co jej się podobało… i wszystkiego, co jej się nie podobało.
Łazienka, lodówka i parapet były jej absolutnymi priorytetami. Podczas remontu specjalnie poszerzyłam parapet, bo wiedziałam, że Asia to pokocha. Zawsze była pełna energii – ruchliwa, wysportowana, nigdy w bezruchu. Zawsze wiedzieliśmy, że będzie czekała za drzwiami, obwąchując torby, jakby pytała:
„Coście mi przynieśli, moi służący? 😁”
I naprawdę była zdziwiona, jeśli nie było tam żadnego smakołyku.
Pierwsze oznaki starzenia pojawiły się w 2020 roku, kiedy zaczęła jeść coraz mniej. Byłam wdzięczna, że tak cierpliwie znosiła wizyty u weterynarzy, jakby rozumiała, po co to wszystko. Choć po powrocie do domu wyrażała swoje niezadowolenie wyłącznie mnie.
Ludzie często mylili ją z kotem, bo zielonooka ruda kotka to prawdziwa rzadkość. Wyglądała wysoka i długouche, jak lis, a jej spojrzenie było pełne mądrości starej duszy. Pozwalała zbliżać się do siebie tylko na swoich warunkach, pilnując granic. Ale zawsze wiedziałam – jeśli pozwalała się pogłaskać choć raz, osoba była naprawdę w porządku.
Przeszliśmy razem wiele przeprowadzek, trudów i radości, nawet okupację w 2022 roku – a Asia zachowywała elegancką powściągliwość.
W ostatnich dwóch latach jej stan się pogarszał. Specjalne karmy i leczenie utrzymywały ją chwilowo w stabilności, ale wiek i powolna niewydolność nerek były nieodwracalne.
Tuż przed Bożym Narodzeniem 2024 roku obudził mnie dziwny dźwięk – moja starsza Bilka przewróciła się, jej łapki były sparaliżowane i drżały. Po prostu cicho upadła i nie wydała żadnego dźwięku, jakby nie chciała nas niepokoić.
Otuliłam ją ulubionym miękkim kocem. Nie chciałam uwierzyć, że to koniec jej drogi i że będę musiała podjąć dramatyczną decyzję o zakończeniu jej cierpienia, wzywając weterynarza.
Ostatkiem sił mrużyła oczy, jakby rozumiała, dlaczego płaczemy i głaszczemy ją po raz ostatni.
To było nie do zniesienia, a prawie 15 lat wspólnego życia przeszło mi przed oczami. Dorastaliśmy razem, przeżywaliśmy życie razem, zawsze wiedząc, że w domu czeka na nas Piegusek…
Teraz jej nie ma i to bardzo boli.
Ale jestem wdzięczna, że 15 lat temu ktoś zmienił zdanie i nie adoptował jej – dzięki temu trafiła do nas: taka żywa, niezależna, wymagająca i bardzo kochająca.
Strasznie za nią tęsknimy.
Zawsze będzie naszą pierwszą rodzinną kotką… ❤️





